ks. Dobski Jan (†3 VI 2011)

ks. Dobski JanDOBSKI Jan (1928 – 2011)

Urodził się 24 VI 1928 w Płoszowie, w parafii Radomsko, w diecezji częstochowskiej, w rodzinie rolniczej Józefa i Stanisławy z d. Kołodziej. Według jego opowiadań zaczął od najmłodszych lat odczuwać w sobie powołanie do kapłaństwa, a uzdrowienie, którego doświadczył po ukąszeniu przez żmiję było powodem podjęcia decyzji o zostaniu księdzem („jeśli wyjdzie cało, życie poświęci Matce Bożej”, A. Szutowicz). Decyzja ta stale mu towarzyszyła i dojrzewała w nim. Po ukończeniu gimnazjum w Radomsku rozpoczął naukę w Częstochowskim WSD w Krakowie, podejmując równocześnie naukę w liceum ogólnokształcącym Jana Sobieskiego. Z powodu braków postępu w nauce został usunięty z seminarium. Wstąpił wtedy do zgromadzenia marianów w Warszawie i uczęszczał do warszawskiego liceum, ale i tutaj podobnie, z tych samych przyczyn, musiał opuścić zgromadzenie. Powrócił do Radomska, gdzie pracował jako inspektor w Powiatowej Radzie Narodowej i eksternistycznie ukończył liceum. We IX 1952 wstąpił do pallotynów w Ząbkowicach Śląskich, otrzymując 8 IX sutannę z rąk ks. prowincjała Stanisława Czapli. Pierwszą konsekrację złożył 5 VII 1953 w Ząbkowicach na ręce ks. Józefa Wróbla, a wieczną 5 VII 1957 w Ołtarzewie na ręce ks. Czapli. Studia filozofii i teologii odbywał w Ołtarzewie (1953-59). Pracę seminaryjną napisał pt. Praeambuła Fidei w pracach ks. Mariana Morawskiego TJ (1958). Święcenia kapłańskie otrzymał 11 VI 1959 w Ołtarzewie z rąk bpa Zygmunta Choromańskiego.

Po ukończeniu rocznego studium pastoralnego w Gdańsku pracował w Ząbkowicach Śląskich, a potem w Poznaniu, znowu w Ząbkowicach, Rynie (2 lata), Jaworze, Otwocku (przez 5 lat). Kiedy w polskiej prowincji otwierała się perspektywa misji zagranicznych, podjął starania o wyjazd na misje. Opuścił Polskę w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego 31 V 1973, a do Rwandy na misje ostatecznie przybył 8 VI 1973 – w pierwszej grupie misjonarzy („pierwszej karawanie”) – był tam 2 lata, do 1975. Od IX 1974 przynależał do wspólnoty w Kansi, gdzie proboszczem był ks. Marian Sobczyk. Utrwalał i dokumentował na fotografii pracę misjonarzy i życie miejscowej ludności. Kłopoty zdrowotne ostatecznie skłoniły go do powrotu do kraju, gdzie przeszedł kurację zdrowotną. Mimo tego pozostał do końca życia miłośnikiem Afryki, co wyrażało się choćby w ps. Afrykańczyk, który sam popularyzował. Po wyleczeniu został skierowany do Celin na wikariusza, a stąd do Brzezin k. Choszczna na kapelana sióstr benedyktynek samarytanek i tamtejszego domu opieki społecznej (dla niepełnosprawnych dziewcząt). Do Brzezin przybył 18 VIII 1976 i przebywał tam przez 28 lat, do 2004, przynależąc do domu stowarzyszenia w Szczecinie.

Cieszył się wielką życzliwością wśród ludzi; jego konfesjonał był stale oblegany przez tłumy penitentów. Sam mawiał, że „swoją gorliwością spowiadania psuje szatanowi szyki”. „Chodził w starej sutannie i jeździł wiekowym trabantem”, z którego przez CB codziennie konwersował z Panem Jezusem i kierowcami, poruszając „sprawy życia codziennego, od spraw ludzkich począwszy, a na pogodowych skończywszy. Ze względu na skromny tryb życia nazywano go »prawdziwym księdzem«”. Nawiązywał relacje z wszystkimi ludźmi, utrzymując przyjacielskie kontakty nawet z ateistami. W miarę swych sił i możliwości wspierał ludzi dotkniętych różnymi problemami. Jako nieetatowy kapelan pomagał w duszpasterstwie wojskowym w garnizonach w Choszcznie i Drawnie. Żołnierze „lubili go za jego bezpośredniość, z wieloma utrzymywał kontakt po zakończeniu służby wojskowej, pisali do niego także ich rodzice” (A. Szutowicz). Uczestniczył w wielu uroczystościach wojskowych. Pomagał również w duszpasterstwie w parafii Nawiedzenia NMP w Brzezinach i w parafii św. Jadwigi Królowej w Choszcznie – należał tu do fundatorów nowego kościoła. W Miejskiej Bibliotece Publicznej w Drawnie zorganizował wystawę swoich afrykańskich fotografii, także z wycieczki śladami św. Pawła po Grecji; z pasją fotografował błyskawice. Choć czasem młodzież uznawała go za staroświeckiego, kiedy stosował stare metody wychowawcze, to mimo tego miał swych fanów, a jego rekolekcje i kazania zawsze cieszyły się wielkim zainteresowaniem. Kiedy odchodził z Brzezin, został niesłusznie oskarżony w miejscowej antyklerykalnej gazecie i mimo riposty gazeta ta do tej pory nie odpowiedziała.

Od 23 XII 2004 zamieszkał w Poznaniu, posługując gorliwie w kościele pallotyńskim w konfesjonale, gdzie zawsze można było go spotkać. „I spowiadał tak, i spowiadał. Dzień w dzień. Godzinami! Zawstydzał nas. […] Gdy czasem nie mógł, bo wyjechał albo zachorował, od razu telefony od parafian i nieparafian: »Gdzie jest ksiądz Jan«. Tłumnie przychodzili do niego ci, którzy bali się innych księży. U niego wyczuwali jakąś głęboką dobroć i zrozumienie” (A. Galbas). Przy spowiedzi rozdawał swoje fotografie z papieżem Janem Pawłem II i liczył penitentów. A na jednej z ostatnich kart swojego pamiętnika napisał: „od dwóch miesięcy nie wyspowiadałem nikogo”. Był już wtedy coraz słabszy, bo od jesieni 2010 wyraźnie opadał z sił. Umiał po chrześcijańsku patrzeć na śmierć, mówił o niej i przeżywał ją jako coś radosnego. W swoim testamencie z 1980 napisał: „Przyjmując już teraz moją śmierć, ufam, że Chrystus da mi łaskę owego ostatniego przejścia, czyli Paschy. Ufam też, że uczyni ją pożyteczną dla tej największej sprawy, której staram się służyć: dla zbawienia ludzi, dla ocalenia rodziny ludzkiej, a w niej wszystkich narodów i ludów (wśród nich serce w szczególny sposób się zwraca do mojej ziemskiej Ojczyzny), dla osób, które szczególnie mi powierzył – dla sprawy Kościoła, dla chwały Boga”. Oprócz pallotyńskiej parafii spowiadał jeszcze w farze, odprawiał mszę dla Bractwa Kurkowego, a przede wszystkim dużo się modlił za wszystkich. W kaplicy domowej miał swoje stałe miejsce, w pierwszej ławce po lewej stronie, najbliżej tabernakulum.

W środę 1 VI poprosił o spowiedź, w czwartek odprawiał jeszcze mszę wspólnotową. Zmarł w pierwszy piątek miesiąca 3 VI 2011 w godzinie nabożeństwa do Najświętszego Serca Pana Jezusa we wspólnocie poznańskiej. 8 VI mszy pogrzebowej przewodniczył i homilię wygłosił ks. prowincjał Adrian Galbas. Słowo do uczestników uroczystości pogrzebowych przesłał abp Henryk Hoser, ordynariusz warszawsko-praski, pisząc: „Był [w Rwandzie] krótko, ale kraj pokochał i jego życiorys dzielił się na czas przed i po misji. Człowiek spontaniczny i pasjonat, pozostał misjonarzem po powrocie do ojczyzny i dalej głosił konieczność niesienia Ewangelii »po krańce ziemi«”. Na uroczystości przybyli parafianie z proboszczami z Choszczna i Brzezin oraz benedyktynki samarytanki, pallotynki, wielu mieszkańców Poznania i pallotyni z obydwu polskich prowincji. Został pochowany na cmentarzu Junikowo w Poznaniu, w II kwaterze pallotyńskiej. „W dniu pogrzebu pogoda była upalna, tak jakby jego Afryka przyszła pożegnać Go i podziękować za miłość, jaką na każdym kroku jej okazywał (A. Szutowicz)”. Ks. Jan do końca życia pozostał misjonarzem, głosząc konieczność niesienia Ewangelii wszystkich ludom. Zawsze miał czas, by wysłuchać innych, pocieszyć, powiedzieć dobre słowo i obiecać modlitwę.

/© Tekst ks. Stanisław Tylus SAC/