NASZE HISTORIE

Juan stracił ukochaną matkę, gdy był małym dzieckiem

Kubańczyk Juan stracił ukochaną matkę, gdy był małym dzieckiem. Kilka lat później poszedł odwiedzić w więzieniu ojca – mordercę. Jego wyznanie porusza serca, dojrzałość wzbudza podziw i szacunek. To jedna z niezwykłych historii, która zapada w pamięci, zmusza do refleksji.

Guara to niewielka miejscowość na Kubie, położona nieco ponad godzinę drogi od Hawany. Brakuje tam wszystkiego – żywności, ubrań, środków czystości. Ludzie żyją w skrajnej nędzy, ale szanują się nawzajem, pomagają sobie i dzielą się tym, co mają z innymi.

Mieszka wśród nich 15-letni Juan. Jeszcze doskonale pamięta, jak to jest mieć rodzinę – mieszkał z rodzicami i bratem. Żeby poznać dramatyczną historię chłopca, musimy cofnąć się o kilka lat wstecz.
Tego widoku Juan nie zapomni do końca życia.

Juan ma 7 lat. Nic nie zwiastuje nieszczęścia, które niebawem spadnie na niego i jego bliskich. Któregoś dnia beztrosko wraca do domu ze szkoły. Tego widoku nie zapomni do końca życia. Na jego oczach umiera ukochana matka. Ojciec chłopca zamordował żonę z zimną krwią. Zadał jej 40 ciosów nożem. Morderstwo wstrząsnęło wioską.

Wydawało się, że to koniec. Jedna chwila przekreśliła wszystko. Odtąd życie Juana nie będzie już takie samo. Stracił oboje rodziców.

Ojciec idzie do więzienia. Dostaje dożywocie. Chłopiec i jego o kilka lat starszy brat trafiają pod opiekę babci – starszej schorowanej kobiety. Robi wszystko, by wychować wnuki, choć wiek i dolegliwości zdrowotne nie ułatwiają zadania.

Stał przed ołtarzem, a łzy leciały mu po policzkach
Juan tęskni za ukochaną mamą. Odwiedza jej grób, modli się, rozmawia z matką w myślach.
Mimo upływu czasu ból nie mija. Chłopiec szuka ukojenia we wspólnocie kościelnej. Jako jedyny z rodziny uczestniczy we mszach świętych. Przychodzi na katechezy, zostaje ministrantem. Dojrzewa szybciej, niż rówieśnicy. Słuchając go ma się wrażenie, jakby rozmawiało się z dorosłym, pełnym życiowej mądrości człowiekiem.

Poznałem go 5 lat temu, gdy przyleciałem na Kubę – mówi brat Dawid Walczak, ze wspólnoty misyjnej ks. Pallotynów. – Pamiętam, jak modliliśmy się za mamy z okazji ich święta – dodaje.
Juan stał tego dnia przed ołtarzem. Łzy leciały mu po policzkach. – Nie znałem jeszcze wtedy jego historii – mówi brat Dawid. Widok zapłakanego chłopca nie dawał mu spokoju. – Podszedłem do niego po mszy. Powiedział, że to dla niego trudny dzień – wspomina brat Dawid.
Po nabożeństwie Juan poszedł na cmentarz odwiedzić mamę, pomodlić się za nią. To jedyne, co mógł dla niej zrobić. Tak dziękował za miłość, którą mu dała. Za krótki, zbyt krótki czas, który dane było im razem spędzić. Wybaczył ojcu – mordercy.

Ksiądz proboszcz opowiedział mi o jej śmierci i o niezwykłym wyznaniu, na które zdobył się chłopiec – relacjonuje brat Dawid. Któregoś dnia Juan postanowił odwiedzić ojca w więzieniu. Długo przygotowywał się do wizyty. Targały nim emocje. W głębi serca czuł jednak, że musi to zrobić. – Poszedł i powiedział, że mu wybacza – mówi brat Dawid. – Poruszyło mnie to niesamowicie. Wzruszyła mnie ta niespotykana dojrzałość chłopca. Jestem zakonnikiem, ale nie wiem, czy byłbym w stanie odnaleźć w sobie tyle siły, żeby zdobyć się na taki gest. To dla mnie niepojęte. Mimo upływu lat wciąż o tym myślę, analizuję tę historię – opowiada.

Nastoletni Juan ma już plan na dorosłe życie. – Wyznał, że chce zostać psychologiem, żeby pomagać innym – mówi brat Dawid. – Myślę, że chłopiec z takimi wartościami ma dużą szansę zostać w życiu kimś, spełnić marzenia. Bardzo mu w tym kibicujemy – podkreśla.

„Mówią o nas, że jesteśmy ludźmi miłosierdzia”
Juan wie, że ma oparcie w pallotyńskich misjonarzach. Wszyscy mieszkańcy Guary o tym wiedzą. – Wspomagamy ich nie tylko materialnie – podkreśla brat Dawid. – To również rozmowa, wysłuchanie, czas, które im ofiarujemy. Pocieszamy, podnosimy na duchu, mobilizujemy do działania, wyławiamy poukrywane, niedoceniane talenty i zachęcamy do ich rozwijania. To wszystko jest dla nich bardzo ważne. Doceniają, że nie segregujemy ich na lepszych i gorszych, i są za to wdzięczni. Mówią o nas, że jesteśmy ludźmi miłosierdzia – opowiada.

Misjonarzy porusza niezwykła postawa mieszkańców Guary. – To niesamowici ludzie, którzy zaskakują nas na każdym kroku. Potrafią spojrzeć na drugiego człowieka. Wszyscy, niezależnie od wieku – dzieci, dorośli, szukają w parafii ludzi, którym potrzebna jest pomoc. Nigdy nie proszą dla siebie, ale dla innych. Nie mają nic, ale wszystko są w stanie zorganizować. My – duchowni, zakonnicy, dużo możemy się od nich nauczyć – podsumowuje brat Dawid.

.