ks. Homa Ludwik (†28 VI 1992)

Ks. Ludwik HomaHOMA Ludwik Jan (1937 – 1992)

Urodził się 2 XII 1937 w Jarcewie k. Chojnic, w parafii Chojnice, w diecezji chełmińskiej, w rodzinie chłopskiej Bernarda i Weroniki z d. Pałubicka. Do stowarzyszenia wstąpił w VIII 1955 w Ząbkowicach Śląskich. Tam 8 IX otrzymał sutannę pallotyńską z rąk ks. Stanisława Czapli. Dokładnie 2 lata później złożył pierwszą profesję w Ząbkowicach, również na ręce ks. S. Czapli. Profesję wieczną złożył w Ołtarzewie 8 IX 1960 na ręce ks. Józefa Lisiaka, rektora WSD. Studia filozofii (1956-59) odbywał w Ząbkowicach, a teologii (1959-63) w Ołtarzewie. Tam też otrzymał święcenia kapłańskie 14 VI 1964 z rąk bpa Zygmunta Choromańskiego.

Po odbyciu kursu pastoralnego został skierowany do Gdańska (ul. Marii Curie-Skłodowskiej) do pracy duszpasterskiej. W 1970 podjął posługę wikariusza w Kielcach na Karczówce. Po 5 latach został skierowany do Ostrołęki. Stąd w 1976 złożył prośbę o wyjazd na misje do Brazylii. Przygotowując się do wyjazdu, mieszkał w Samsiecznie i podejmował prace rekolekcyjne. Do Brazylii wyjechał 10 X 1977. Pracował w polonijnej parafii São João de Triunfo w stanie Parana; parafia była rozległa, obejmowała 28 kościołów filialnych i liczyła ok. 30 000 wiernych pochodzenia polskiego, przywiązanych do tradycji polskiej i Kościoła. Wraz z proboszczem ks. Janem Jędraszkiem odwiedzał każdą filię przynajmniej raz w miesiącu. Od 28 XII 1981 był drugim radcą delegatury i proboszczem w parafii MB Fatimskiej w Niterói. Parafia posiadała 8 ośrodków duszpasterskich i liczyła 45 000 mieszkańców. Spełniał też funkcję kapelana Sióstr Rodziny Maryi.

Na ziemi brazylijskiej 2-krotnie przeżył zawał serca. Do tego dołączyła cukrzyca. Zmęczony, poprosił w 1989 o powrót do kraju. Tu przeżył z kolegami kursowymi jubileusz 25-lecia kapłaństwa, a po 3-miesięcznym odpoczynku i leczeniu serca chciał wracać do Brazylii. W końcu przekonano go, że będzie lepiej dla niego, jeśli pojedzie do Portugalii, gdzie jest łagodniejszy klimat. Wyjechał tam 22 XII 1989. Początkowo przebywał w Lizbonie, pomagając w parafii diecezjalnej, gdzie polubili go parafianie, a następnie 29 IX 1991 został proboszczem w parafii powierzonej polskim pallotynom w Odivelas, w sąsiedztwie Lizbony. Choroby jednak go nie opuszczały; doszły teraz polipy niewiadomego pochodzenia na jelicie. Przeżył tam podwójną operację jelit.

Kiedy okazało się, że jego serce jest bardzo słabe i potrzebuje przeszczepu, musiał zrezygnować z probostwa i wrócić w V 1992 do Polski, aby poddać się operacji. Dzięki życzliwości Franciszka kard. Macharskiego i prof. Antoniego Jana Dziadkowiaka znalazł się szybko w Krakowskim Szpitalu Specjalistycznym im. Jana Pawła II. Operacja przeszczepu serca odbyła się 25 VI i trwała 8 godzin. Kiedy 27 VI prowincjał, wiceprowincjał i radca Witold Zdaniewicz odwiedzili go w szpitalu, mogli go jedynie widzieć przez szybę w drzwiach, jak leżał na łóżku obstawiony aparaturą medyczną. Lekarz poinformował ich, że nowe, młode serce nie może dostosować się do zniszczonego już organizmu. Niestety zmarł następnego dnia, w niedzielę 28 VI 1992 o godz. 12.00. W tym samym czasie jego następca ks. Jan Janik przejmował urząd proboszcza w Odivelas.

Uroczystości pogrzebowe odbyły się 1 VII w Wadowicach na Kopcu. Koncelebrze prawie 50 księży przewodniczył prowincjał Czesław Parzyszek. On też wygłosił pogrzebową homilię, w której pod koniec podziękował w ciepłych słowach matce ks. Ludwika za dar syna kapłana misjonarza. Złożył też podziękowania lekarzom, wspólnotom z Ząbek i Kopca. Zmarły został pochowany na pallotyńskim cmentarzu.

Ksiądz Ludwik posiadał dar przyciągania ludzi do siebie; oddziaływał przez ambonę i konfesjonał. Był dobrym konferencjonistą. Czuł ludzkie problemy i niedole. Był wrażliwy na wszelką ludzką biedę. Pragnął służyć ludziom jak umiał, stąd był lubiany przez nich. Służył innym aż do umęczenia, nie oszczędzając siebie. Po jego śmierci nadeszło wiele listów i telegramów od młodzieży i starszych z parafii w Odivelas, co świadczyło o wielkiej przyjaźni, jaką go darzono.

Kochał misje i Brazylię. Mimo chorób stał na misyjnym posterunku, a nawet gdy przyjechał do Portugalii, ciągle myślami i słowami wracał do ukochanej Brazylii. W cierpieniu umiał być cierpliwy i ofiarny. Żył ciągle nadzieją poprawy zdrowia i pragnieniem służby misyjnej. Chciał jak św. Wincenty Pallotti być apostołem wszystkich ludzi, a zwłaszcza troszczył się o tych, którzy zgłaszali się do pracy misyjnej, służąc im pomocą w przygotowywaniu się do pracy.

Był wszechstronnie uzdolniony i łatwo nawiązywał kontakty z ludźmi. Wszyscy podziwiali jego łatwość uczenia się języków obcych i talent muzyczny. Wszystkie te zdolności włączył w służbę drugiemu człowiekowi, w służbę miłości, a ona czyniła go wrażliwym i pełnym poświęcenia. Wiele czytał, pogłębiając swe wiadomości. Odznaczał się humorem i dowcipem. Posiadał autorytet osobowy i był lubiany przez kolegów. Zdecydowanie wypowiadał swoje zdanie i nieraz nie krył zdenerwowania, ale nie wchodził w długotrwałe konflikty z innymi. Nie żądał pochwał i uznania. Był człowiekiem energicznym i pełnym pasji. Nie sposób ogarnąć dobra tego człowieka i kapłana, bo było wielorakie i zapewne długo będzie owocować w sercach tych, którym służył.

/© Tekst ks. Stanisław Tylus SAC; Fotografia: Zbiory ks. Artura Karbowego/